sobota, 16 czerwca 2018

Prolog

                                   Każdy, kto choć trochę znał Ginewrę Weasley wiedział, że jej twardość snu była podobna do tego niedźwiedziego. Jeśli w trakcie jej drzemki ktoś kłóciłby się nad jej uchem- nie usłyszałaby, jeśli ktoś tłukłby talerze w tym samym pokoju- nie drgnęłaby, a jednak tej nocy się zbudziła. Sama nie potrafiła do końca uznać dlaczego. Powodem mogłoby być otwarte na oścież okno i zimny, styczniowy wiatr, ale tak samo hałasy dobiegające z pomieszczenia obok.
-Merlinie, Hermiono, litości...-wymruczała pod nosem i chcąc nie chcąc, jakby jej umysł jednak wciąż spał, wstała i ruszyła w stronę salonu.
Wchodząc mimowolnie spojrzała na zegar. W pół do pierwszej w nocy. Dość wcześnie, ale Hermiona Granger- jej nowa współlokatorka dormitorium prefektów powinna już spać.
- Wy Gryfoni zaczynacie mnie coraz częściej denerwować- prychnęła w ciemną otchłań- Lumos...
-Zbyt często zapominasz o tym, że sama nią jesteś- odwarknęła brązowowłosa kobieta siedząca na skórzanej kanapie, którą Ginny dopiero co zaczęła widzieć w oślepiającym blasku świec.
-Nie możesz zasnąć? -Weasley dosiadła się do niej.- I znowu pijesz...
Na stoliku do kawy rzeczywiście stała na na wpół opróżniona lampka wina, jedynego trunku, który Hermiona kiedykolwiek wzięła do ust.
-Muszę iść... -Gryfonka wstała, ostentacyjnie otrzepała szaty i jednym chlustem dokończyła zawartość kieliszka.
-Dobranoc! -Rzuciła zadowolona Ginny tym, że i ona wróci do swojego ciepłego łóżka.- Ja też wracam do siebie...
- Nie, moja droga, nie idę spać.
- Ehmm.... Więc gdzie się wybierasz?
- Idę do Severusa. Dzisiaj uzupełniamy antidotum na padaczkę pourazową i Słodki Sen...
- W środku nocy?! Albo oszalałaś albo oszalałaś!- Szok zawsze działa jak kubeł zimnej wody.
- Pozwól litościwie, że sama będę decydować o tym co robię- głos Hemriony przybrał na powadze.- Jeśli cokolwiek Ci na to pozwala- zorientuj się, jakie są teraz czasy. Każde, małe dopieszczenie zasobów pozwoli nam na przewagę w wojnie...
- Przesadzasz, widzisz w ogóle dookoła jakąś wojnę?
Jednak już nic nie odpowiedziała. Trzasnęła drzwiami zostawiając Ginewrę samą.

****

                                                                             Korytarze Hogwartu o tej porze roku były jednym z najpiękniejszych lecz z drugiej strony najmroczniejszych miejsc jakie Granger mogła w swoim życiu zobaczyć. Zimowy wiatr wcale nie sprawiał, że było tutaj chłodno, a śnieżna biel za oknami wcale nie rozświetlała widoku.  Zawsze zachwycała się ich monumentalizmem ale mimo, że rzeczywiście pomieściłyby się tutaj lasy i spokojnie mógłby przepływać tędy strumyk nie czuła się mała. Jedynym tego stanu wytłumaczeniem byłoby to, że umysł Hermiony Granger był właśnie takim korytarzem. Ogromnym, tajemniczym miejscem, gdzie pomieści się wszystko, nawet niewyobrażalne dla zwykłych korytarzy, umysłów rzeczy.
Nie chodzi tutaj nawet o wiedzę książkową, której braku Gryfonce nie można było zarzucić. Jej głowa była przepełniona myślami. Z łatwością i z nie lada precyzją potrafiła wykonać portret psychologiczny każdej napotkanej osoby. Sztukę łączenia faktów i wykorzystywania tego dla własnych celów opanowała do perfekcji. Potrafiła pracować nim w największym stresie i w największym otumanieniu.
Umysł Hermiony nie był jednak narzędziem doskonałym. Bardzo często dokonywał aktu autodestrukcji. Był jej bronią, którą zbyt często atakowała sama siebie. To naprawdę okrutne uczucie, kiedy spoglądasz na osobę i dobrze wiesz co robiła rano, ile ma dzieci, czy ma romans, czy i jak jest wykształcona i jakie ma wobec Ciebie zamiary, ale nagle spoglądasz na samego siebie i w ogóle nie wiesz, kim tak naprawdę jesteś.
- Jesteś spóźniona o cztery godziny- czekał na nią z otwartymi do swojego gabinetu drzwiami.  Notował coś skrupulatnie przy biurku, nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem, głęboko westchnął i odłożył kałamarz do flakonika z atramentem.
- Grunt, że w ogóle jestem- rzuciła pod nosem wchodząc do środka i również nawet na niego nie spojrzawszy rozsiadła się w fotelu przy kominku.
- Piłaś...
- Roznoszę aż tak straszny odór?
Severus przewrócił oczami i odszedł od biurka aby potowarzyszyć jej w bezceremonialnym gapieniu się w skaczące języki ognia.
- Kiedy jesteś podpita masz cięższy krok. Poza tym nie przyszłaś na czas, więc albo piłaś, albo potrzebujesz resetu. Albo oba...
- Właśnie dlatego Cię nienawidzę. Jesteś zbyt mądry żebym mogła czuć się przy Tobie bezwstydnie.
Spojrzeli na siebie pozwalając swoim umysłom wchłonąć się nawzajem. Nie potrzebowali słów, aby się zrozumieć. On był nią, a ona była nim. Byli sami sobą.  Doskonale wiedziała, czego teraz potrzebują. Muszą pozwolić dać sobie odprężenie. Ich głowy były przeładowane. Od kilku miesięcy działają na najwyższych obrotach, a brak odpoczynku wdawał się we znaki.
Dziewczyna cichutko mruknęła i przesiadła się na jego kolana. Wtuliła się w jego tors a twarz zatopiła w jego włosach. Napawali się swoim zapachem i dotykiem. Severus widział jej nabrzmiałe, zmarznięte piersi prześwitujące z delikatnego podkoszulka i jej krągłe, jeszcze opalone uda. Spotykali się ukradkiem od przeszło trzech lat i wiele razy dała mu do zrozumienia, że jest nad wyraz dorosła aby podejmować decyzje dotyczące ich związku. Mimo to, wiele razy, wręcz codziennie czuł, jakby ją krzywdził i zabierał jej najlepsze lata życia. Udowadniała mu zawsze, że jest inaczej. Wieczory spędzali rozmawiając o naukowych nowinach, współpracując nad uzupełnianiem oraz tworzeniem nowych formuł eliksirów, a seks zawsze inicjowała ona, bo choć sam nie potrafił się jej oprzeć, nigdy nie zrobiłby nic wbrew jej chęci. Czuł się jak równy z równym, nie widział przepaści wiekowej, a przecież w końcu nie robili nic złego. Po prostu potrzebowali swojej bliskości, która napawała ich siłą do obudzenia się następnego ranka.
- Muszę zniknąć na parę dni- wyszeptała łapiąc oddech.
- Wiem, Hermiono, wiem...

***

                                                                 - Jeżeli to przez Ciebie, Harry, musimy tutaj teraz odbywać dywanik zamiast być na śniadaniu to przysięgam, że w następnych meczach nie zagrasz- oschle rzuciła Ginewra i jako pierwsza skierowała się na schody do wieży dyrektora.
Ron i Harry wymienili szybkie rozbawione spojrzenia i nie chcąc wysłuchiwać cały dzień marudzenia dziewczyny, poszli za nią.
- Dzień Dobry, dyrektorze!
- Witajcie moi drodzy- Albus nie był dzisiaj w humorze.
Z resztą, Albus nie był w humorze od kilku tygodni. Naciski ze strony Ministerstwa co do ochrony szkoły, panika siana wśród uczniów przez plotkarzy i banda nastolatków, którymi musi przewodzić tak, żeby uratowali świat, spijały mu sen z powiek.
- Będę bezpośredni i możliwe, że nawet nieuprzejmy. Wasza przyjaciółka, Hermiona, prosiła abym przekazał Wam, że wróci na uczelnie za jakiś czas. Prosiła również o dyskrecje i nieodzowną temu cierpliwość. Nie ukrywam, że wymagam tego samego.
- Co się stało tak w ogóle? Wiemy, że czasami musi odpocząć, ale zawsze nam o tym mówiła.- Ron jakby spoważniał, jakby to w ogóle było kiedykolwiek możliwe.
Po odpowiedzi Albusa nikt już nie miał zamiaru się odezwać. Najlepiej do końca świata i najlepiej do dyrektora.
- Czas dorosnąć, Panie Weasley. Nie każdy potrafi siedzieć bezczynnie i czekać aż cokolwiek przyjdzie samo. To nie są te czasy. Nadchodzi dla nas mroczny okres. Teraz czeka Was tylko ciężka praca. I do pięt nie dorastacie tej dziewczynie, która nosi ten ciężar za Was wszystkich.
***
                                                                  
                                                                                Jak bardzo Albus Dumbledore mógł zaszkodzić swojej reputacji wśród tych dzieciaków?
- Czasami zaskakuje mnie Twój idiotyzm, Albusie... - mruknął sam do siebie i zaczął wypatrywać jakiegoś mało znaczącego punktu za oknem jakby to miało być ratunkiem dla jego niewyparzonego języka.